Dzisiaj byłem taki jakiś osowiały...Nie wiedziałem czemu...Po południu
jak zawsze chodziłem po lesie, spotkałem tak Swifty, spytała się co mi
jest, ja odpowiedziałem, że nie wiem. Swifty pomyślała, że może się
zakochałem w jakiejś waderze. Uznałem, że to bardzo prawdo podobne. Po
rozmowie poszedłem nad jezioro, myślałem co mi jest. Nagle moje odbicie
zaczęło ze mną rozmawiać. Pomyślałem, że straciłem rozum. No ale
cóż...Znowu poszedłem do lasu, myślałem trochę o tym wszystkim, na swej
drodze spotkałem Ripple, spytała się mnie czemu jestem taki dziwny,
odpowiedziałem, że się zakochałem...Ona na to w kim? No a ja
powiedziałem, że w Swifty. Radziła mi bym powiedział o tym Swifty.
Posłuchałem, poleciałem nad jezioro, była tam ona...Wziąłem się w garść i
wyznałem jej miłość...A ona zaczęła się ze mnie śmiać...Zrezygnowany
pobiegłem na zakazane tereny, miałem nadzieję, że mnie tam zabiją jakieś
stwory. Ale niestety nie udało mi się, wróciłem na tereny naszej watahy
i wraz z Cierniem szykowałem się do odejścia. Angua próbowała mnie
zatrzymać ale nie poddawałem się. Wkrótce potem odleciałem stąd...Może
jeszcze kiedyś wrócę...Nie wiem...Albo może ktoś mnie odnajdzie...